Słońce plaża i zabawa, ciepło….wakacje w środku jesiennej
depresyjnej pory, cudnie, czego chcieć więcej?
Otóż jednego…
Teleportacji!!!!!
Nienawidzę samolotów, tym razem jednak postanowiłam, że
będzie inaczej, nie pozwolę by blady strach sparaliżował mnie od początku
wakacji, by zepsuł mi cały pobyt, w którym zastanawiać się powinnam od
pierwszego dnia jak przeżyć lot powrotny. NIE NIE NIE i jeszcze raz STANOWCZE
nie.
Już od tygodnia starałam się rozmawiać sama ze sobą,
powtarzać, że ten potworny strach i przerażenie bierze się tylko z mojej głowy,
chorych urojeń i, że ja jestem silniejsza od tych chorych odczuć. Słuchałam muzyki
podkręcającej body wajb, no i stwierdziłam, że tym razem dam radę,
Oczywiście same przeciwności przez cały tydzień, bym tylko
nie mogła skupić się na sobie, na przykład zepsuł się laptop, paczka nie
przyszła na czas, zamieszanie urzędowo bankowe w tle, więc oczywiście nie było
czasu prania zrobić, w końcu jakoś udało się skompletować bejzik no i zapadła
klamka……
Jedziemy na chollllerne lotnisko. Wszystko biegiem, a na
miejscu?
Gość przeprowadził czekin, po czym stwierdził, że opóźnienie
to tylko dwie godziny. W tym czasie ujrzałam milion innych startujących
samolotów, ich widok za każdym razem przyprawia mnie o gęsią skórkę, więc
napięcie rośnie. A do tego jestem głodna i wkurzona, na szczęście dziecko mądre
moje było pełne zrozumienia i pozytywnej energii gdyż w odróżnieniu do matki
swej nie boi się niczego i raczej robi za przysłowiową opiekunkę kiedy ja tracę
ciecz przez lewy kącik ust😉
Kolejny startuje, ludzie chodzą, kolejki się ustawiają, a ja
stoję jak jakaś głupia i obserwuję start, hmmm myślę sobie, po tych wszystkich
przemyśleniach, jednak nadal jestem mega durna, idę stąd ( wniosek ten wysnułam
po jakiejś godzinie) zawzięłam się sama w sobie, NIE DAM SIĘ, ja? Ja? Ja nigdy
nie panikuje, jestem odważna, to tylko cholerny samolot i tysiąc moich
niepotrzebnych myśli ( bo i tak jeśli spadnie, spali się bądź inne, to nawet
nie zauważę, gdyż będzie to bardzo szybka śmierć), ale nic pocieszam się dalej
krocząc do skanerowni….najwyżej spadnie pieprzony pomidorowy deszcz, oby
zawieźli mnie do miejsca skąd pochodzę, bym nie musiała straszyć po nocy, acz
spoczywać w pokoju😉
na końcu
drogi do gejta byłam już tak malutka i przygnieciona, że sama już siebie nie
przypominając, nagle wyrwałam ręce, obie, za które podtrzymywała mnie rodzina
ma i mówię dość cichym głosem ( do mnie totalnie nie podobnym) DAM SOBIE RADĘ
SAMA, kiedyś muszę, np. dziś!!!!!
Samolot jak samolot mega mały, jęcząco
skrzeczące dzieci biednych zmaltretowanych rodziców, śmierdzi płynem dezynfekcyjnym
jak w szpitalu, więc jest zajebiście nadchodzę😊Śmierć unosi się w powietrzu, siadam, moja
córeczka, która obiecała mi kiedyś że więcej przy starcie nie zaśnie i mnie
„nie powiedzie” trzyma mnie mocno za rękę i mówi, mamuś jesteś bardzo odważna,
to nasz jakiś tysięczny przelot weź nie
rób wiochy” no więc pośpiewałam sobie piosenkę skojarzeniową, Weź nie pytaj,
weź się przytul, weź tu ze mną bądź i startujemy. Puls jakoś dziwnym trafem nie
podskoczył do 450 uderzeń na sekundę moja córka jak nigdy NIE informowała mnie
o tym co znajduje się na zewnątrz, czyli, nie mówiła mi jak szybko budynki
stają się małe, a jak samolot skręca, a widać silnik, oo oo oo mamusiu jakiś
dym” etc, więc właściwie po raz pierwszy w życiu zniosłam ten skurczniały start
całkiem dobrze.
Teraz kiedy pisze sobie jestem nad chmurami, widzę je, sama
wyglądam przez okno, zrobiłam fotkę komóreczką, no szok, rozwijam się.
Przez
chwilę były turbulencje, olewam to, wiem że i tak jeśli zginę będzie to w
tempie szybszym niż Hogwart Ekspres, a ja nie jestem raczej na peronie 9 i ¾.
Piszę sobie w spokoju siedząc nie od okna i cieszę się swoim osiągnięciem,
które niewątpliwie w moim wykonaniu jest większe niż zwiedzanie obcej planety.
Przed
bordingiem dostałam wiadomości nawet od osób mało mi znanych że na pewno nic
się nie stanie, nie wspomnę o dalszej i tej bliższej rodzinie, wszystkim Wam
kochani bardzo dziękuję i informuję o tym, że postanowiłam się już nigdy nie
bać, nie wiem czy wytrwam, ale taki mam plan. Nie będę panikować w samolocie i
skracać sobie życia ani psuć mega drogiego urlopu ( jak dla mnie) więc dajesz
mała powtarzam sobie i nawet funkcjonuje, po latach od odstąpienia od praktyk
psycho, znowu odkryłam, że mogę walczyć i mieć kontrolę nad tym co czuję i
robię, można opanować przeraźliwy strach
Polecam
wszystkim skupić się przede wszystkim na sobie, nie na wydarzeniach, każdy
człowiek jest inny, niemniej jednak nie zapominajmy, że mechanizmy w nas są
ciągle te same, w większości przypadków, sami siebie nakręcamy, tak jak ja.
Przykładowo
wołam moją córkę trzy lub cztery razy ona nie odpowiada, więc wlatuję do pokoju
niczym nindża i mówię wszystko w porządku??? Bo w mojej głowie roztacza
obraz….no wiadomo jaki😉
nie
warto, w oczach małej istoty wychodzisz na psychola bez kontroli, a wiem z
własnych obserwacji, że niestety nie tylko ja tak reaguję. Myślę że ta panika
że „coś się stanie” bierze się z późnego zaciążenia, gdyż wcześniej się nie
dało😊 no i za
stara jestem po prosu i przewrażliwiona.
Wracając do mechanizmów, im bardziej koncentrujemy się na
wydarzeniu tym większy stres nas ogarnia.
Trzeba opanować chore myśli, przywoływać te dobre, skupić
się w tym akurat momencie podniesienia pulsu i ciśnienia tylko na sobie nie ma
innego wyjścia. Działa! Powiem, i polecam każdemu.
Miłego dnia😊życzę wszystkim
będąc nad chmurami, a umieszczę cię wpisie mój już z planety Ziemia, bo wiem że
bezpiecznie tam dotrę😊
Zapraszam również wszystkich na
instagram.com/jackiedubbstories/ tam między innymi pokaże Wam kochani jak
testuję mojego nowego TAMRONa, już nie mogę się doczekać, jestem bardzo
szczęśliwa, że znów powoli robię to co bardzo kocham i zawsze właściwie
kochałam😊
Super ❤️☺️
OdpowiedzUsuńA ja... Jeszcze nigdy nie leciałam samolotem i pewnie przed swoim (w końcu!) pierwszym lotem będę się trochę trzęsła :D Ale chyba sam lot mnie tak nie stresuje, jak cała procedura na lotnisku przed i po. Sama nie wiem, mam nadzieję, że jakoś to przeżyję :D
OdpowiedzUsuńJa latam kilka razy rocznie, za każdym razem to samo;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam latać samolotem :)
OdpowiedzUsuńLot samolotem to naprawdę coś niezwykłego.
OdpowiedzUsuńWzięłam siebie z zaskoczenia, impulsywnie zapisując się na wycieczkę z przelotem, nie miałam wyjścia i pomimo lęku wysokości wybrałam się w stronę chmur. :)
OdpowiedzUsuńZiemia pozdrawia chmury! :D
OdpowiedzUsuńTeż nie lubię latać, jakieś to nienaturalne...
OdpowiedzUsuńZiemia do chmur! Dobrego weekendu! 😊
OdpowiedzUsuń