28 października 2018

Droga do...



Słońce plaża i zabawa, ciepło….wakacje w środku jesiennej depresyjnej pory, cudnie, czego chcieć więcej?
Otóż jednego…
Teleportacji!!!!!
Nienawidzę samolotów, tym razem jednak postanowiłam, że będzie inaczej, nie pozwolę by blady strach sparaliżował mnie od początku wakacji, by zepsuł mi cały pobyt, w którym zastanawiać się powinnam od pierwszego dnia jak przeżyć lot powrotny. NIE NIE NIE i jeszcze raz STANOWCZE nie.
Już od tygodnia starałam się rozmawiać sama ze sobą, powtarzać, że ten potworny strach i przerażenie bierze się tylko z mojej głowy, chorych urojeń i, że ja jestem silniejsza od tych chorych odczuć. Słuchałam muzyki podkręcającej body wajb, no i stwierdziłam, że tym razem dam radę,
Oczywiście same przeciwności przez cały tydzień, bym tylko nie mogła skupić się na sobie, na przykład zepsuł się laptop, paczka nie przyszła na czas, zamieszanie urzędowo bankowe w tle, więc oczywiście nie było czasu prania zrobić, w końcu jakoś udało się skompletować bejzik no i zapadła klamka……
Jedziemy na chollllerne lotnisko. Wszystko biegiem, a na miejscu?
Gość przeprowadził czekin, po czym stwierdził, że opóźnienie to tylko dwie godziny. W tym czasie ujrzałam milion innych startujących samolotów, ich widok za każdym razem przyprawia mnie o gęsią skórkę, więc napięcie rośnie. A do tego jestem głodna i wkurzona, na szczęście dziecko mądre moje było pełne zrozumienia i pozytywnej energii gdyż w odróżnieniu do matki swej nie boi się niczego i raczej robi za przysłowiową opiekunkę kiedy ja tracę ciecz przez lewy kącik ust😉
Kolejny startuje, ludzie chodzą, kolejki się ustawiają, a ja stoję jak jakaś głupia i obserwuję start, hmmm myślę sobie, po tych wszystkich przemyśleniach, jednak nadal jestem mega durna, idę stąd ( wniosek ten wysnułam po jakiejś godzinie) zawzięłam się sama w sobie, NIE DAM SIĘ, ja? Ja? Ja nigdy nie panikuje, jestem odważna, to tylko cholerny samolot i tysiąc moich niepotrzebnych myśli ( bo i tak jeśli spadnie, spali się bądź inne, to nawet nie zauważę, gdyż będzie to bardzo szybka śmierć), ale nic pocieszam się dalej krocząc do skanerowni….najwyżej spadnie pieprzony pomidorowy deszcz, oby zawieźli mnie do miejsca skąd pochodzę, bym nie musiała straszyć po nocy, acz spoczywać w pokoju😉 na końcu drogi do gejta byłam już tak malutka i przygnieciona, że sama już siebie nie przypominając, nagle wyrwałam ręce, obie, za które podtrzymywała mnie rodzina ma i mówię dość cichym głosem ( do mnie totalnie nie podobnym) DAM SOBIE RADĘ SAMA, kiedyś muszę, np. dziś!!!!!
Samolot jak samolot mega mały, jęcząco skrzeczące dzieci biednych zmaltretowanych rodziców, śmierdzi płynem dezynfekcyjnym jak w szpitalu, więc jest zajebiście nadchodzę😊Śmierć unosi się w powietrzu, siadam, moja córeczka, która obiecała mi kiedyś że więcej przy starcie nie zaśnie i mnie „nie powiedzie” trzyma mnie mocno za rękę i mówi, mamuś jesteś bardzo odważna, to nasz jakiś tysięczny przelot weź  nie rób wiochy” no więc pośpiewałam sobie piosenkę skojarzeniową, Weź nie pytaj, weź się przytul, weź tu ze mną bądź i startujemy. Puls jakoś dziwnym trafem nie podskoczył do 450 uderzeń na sekundę moja córka jak nigdy NIE informowała mnie o tym co znajduje się na zewnątrz, czyli, nie mówiła mi jak szybko budynki stają się małe, a jak samolot skręca, a widać silnik, oo oo oo mamusiu jakiś dym” etc, więc właściwie po raz pierwszy w życiu zniosłam ten skurczniały start całkiem dobrze. 
Teraz kiedy pisze sobie jestem nad chmurami, widzę je, sama wyglądam przez okno, zrobiłam fotkę komóreczką, no szok, rozwijam się.
Przez chwilę były turbulencje, olewam to, wiem że i tak jeśli zginę będzie to w tempie szybszym niż Hogwart Ekspres, a ja nie jestem raczej na peronie 9 i ¾. Piszę sobie w spokoju siedząc nie od okna i cieszę się swoim osiągnięciem, które niewątpliwie w moim wykonaniu jest większe niż zwiedzanie obcej planety.
Przed bordingiem dostałam wiadomości nawet od osób mało mi znanych że na pewno nic się nie stanie, nie wspomnę o dalszej i tej bliższej rodzinie, wszystkim Wam kochani bardzo dziękuję i informuję o tym, że postanowiłam się już nigdy nie bać, nie wiem czy wytrwam, ale taki mam plan. Nie będę panikować w samolocie i skracać sobie życia ani psuć mega drogiego urlopu ( jak dla mnie) więc dajesz mała powtarzam sobie i nawet funkcjonuje, po latach od odstąpienia od praktyk psycho, znowu odkryłam, że mogę walczyć i mieć kontrolę nad tym co czuję i robię, można opanować przeraźliwy strach
Polecam wszystkim skupić się przede wszystkim na sobie, nie na wydarzeniach, każdy człowiek jest inny, niemniej jednak nie zapominajmy, że mechanizmy w nas są ciągle te same, w większości przypadków, sami siebie nakręcamy, tak jak ja.
Przykładowo wołam moją córkę trzy lub cztery razy ona nie odpowiada, więc wlatuję do pokoju niczym nindża i mówię wszystko w porządku??? Bo w mojej głowie roztacza obraz….no wiadomo jaki😉
nie warto, w oczach małej istoty wychodzisz na psychola bez kontroli, a wiem z własnych obserwacji, że niestety nie tylko ja tak reaguję. Myślę że ta panika że „coś się stanie” bierze się z późnego zaciążenia, gdyż wcześniej się nie dało😊 no i za stara jestem po prosu i przewrażliwiona.
Wracając do mechanizmów, im bardziej koncentrujemy się na wydarzeniu tym większy stres nas ogarnia.
Trzeba opanować chore myśli, przywoływać te dobre, skupić się w tym akurat momencie podniesienia pulsu i ciśnienia tylko na sobie nie ma innego wyjścia. Działa! Powiem, i polecam każdemu.
Miłego dnia😊życzę wszystkim będąc nad chmurami, a umieszczę cię wpisie mój już z planety Ziemia, bo wiem że bezpiecznie tam dotrę😊
Zapraszam również wszystkich na instagram.com/jackiedubbstories/ tam między innymi pokaże Wam kochani jak testuję mojego nowego TAMRONa, już nie mogę się doczekać, jestem bardzo szczęśliwa, że znów powoli robię to co bardzo kocham i zawsze właściwie kochałam😊

9 komentarzy:

  1. A ja... Jeszcze nigdy nie leciałam samolotem i pewnie przed swoim (w końcu!) pierwszym lotem będę się trochę trzęsła :D Ale chyba sam lot mnie tak nie stresuje, jak cała procedura na lotnisku przed i po. Sama nie wiem, mam nadzieję, że jakoś to przeżyję :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja latam kilka razy rocznie, za każdym razem to samo;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Lot samolotem to naprawdę coś niezwykłego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wzięłam siebie z zaskoczenia, impulsywnie zapisując się na wycieczkę z przelotem, nie miałam wyjścia i pomimo lęku wysokości wybrałam się w stronę chmur. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Też nie lubię latać, jakieś to nienaturalne...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ziemia do chmur! Dobrego weekendu! 😊

    OdpowiedzUsuń

Polecany post

Anonimowi pseudo medycy

Kochani anonimowi komentatorzy, medycy, bez empatii, serca i kultury osobistej. Oto ja prymityw stulecia co pseudo „ochronę” zdrowia służb...

Szukaj na tym blogu

Czytam