Po przygodach z NFZ się witając i matematyką z poprzedniego
wpisu się kierując, przeliczam wszystko co pochłonęłam otworem gębowym, a co
niestety nie ulotniło się na zewnątrz, acz objawiło się jeszcze większą warstwą
tłustej okładziny, udekorowanej skórką pomarańczową…
czyli mówiąc prosto poszło wszędzie
nie tylko w dupę,
takie wspaniałe święta…
DRAMAT,
a do tego wór w mym brzuchu, który u normalnych ludzi
nazwany został żołądkiem,
osiągnął rozmiary niemożliwe do pojęcia i nieustannie
sygnalizuje mi, że jest nie dość pełny….
TO TRZEBA PRZERWAĆ!
Dosłownie i w
przenośni.
Ponieważ nienawidzę noworocznych postanowień, nie trawię tekstów w
stylu „nowy rok nowa ja”
i tym podobnym BLA BLA BLA, postanowiłam, wyrazić swe
wielkie niezadowolenie z samej siebie i nie tylko, lekcją biologii i chemii w
jednym.
Już początkowo zaczęliśmy edukację wspomnianą, wszak sygnały żołądkowo mózgowe
i odczuwanie głodu to jedno z większych zagadnień- dla mnie.
Ogólnie rzecz
biorąc widzę w istnieniu naszym nieco więcej niż to co „mądre głowy" tegoż
świata nazwały.
Biologia i chemia…na przykład miłość.

Już sam fakt, że jest to
temat tak mega oklepany
i miętolony, aż do znudzenia, wyprowadza
mnie z
równowagi, kiedy dodam do tego akcję,
że jest to wynik hormonów i reakcji
zachodzących
to powstaje we mnie eksplozja o zasięgu jądrowym….. miłość jest
zjawiskiem pięknym, nie rozumiem dlaczego odbiera się nam to poczucie i
przekonanie jakimiś suchymi faktami, które i tak do końca nie są pewne, o
wartościach nie wspomnę. Wierzę zatem, że miłość nie jest chemią,
jak nam
wmawiają, acz spotkaniem dusz, rozumiejących się dusz, tych prawdziwych
wybuchających kolorami,
a nie związkami chemicznymi.
To teoria spiskowa jakaś,
mająca na celu odebranie nam czystego porządku, którym powinniśmy się kierować,
ale wróćmy do tematu.
Biorąc pod uwagę inne dobre strony domowej biologii
i
chemii to może zacznijmy od życia codziennego.
Już samej nazwy używamy na co
dzień, no i tekst
„kup chemię” czyli np. domestos i inne pierdoły,
kiedyś czytałam
o (kolejny ulubiony temat) eko bzdurach, no nie chcę tutaj zabrzmieć jak
śmieciowy człowiek, ale czyszczenia kibla cytryną to sobie nie wyobrażam, no i
znowu jestem w więzieniu nowoczesnego chemicznego świata, bo co jak co ale
domestos zabije wszystko, nawet nas…plastikowa kolejna butelka do wyrzucenia,
ścieki nie naturalne,
chemicznie zatrute wpadające do rzek…
ale w kiblu pachnie
świetnie i jest czysto, czy to egoizm?
Czy może prymitywizm współczesnego
świata?
Sterylność może, no bo jak przetrwała rasa ludzka bez domestosa
wcześniej,
korzystając z drewnianych wychodków?
Nie wiem…
Chemia…
Rakotwórcze
gówno w naszym jedzeniu, ostatnio fajny program w telewizji oglądałam, okazuje
się, że jeśli ktoś podaje dziecku na śniadanie, obiad czy kolację parówki,
wędlinę plus biały chleb to przekracza dzienną porcję chemii, jaką możemy spożyć
bez większej szkody, o 180 procent!!!!!!!!!!!!!!!!
No i tak to wygląda, w tym
momencie bełkoczącego wpisu mego, że grożący epidemią wychodek drewniany to
pikuś. Cóż jesteśmy w stanie w siebie wpakować jest przerażające.
Mięso z
hormonami chociażby ze zwierząt sztucznie karmionych, warzywa z pestycydami…
to nie
jest era disco polo, to era RAKA na mega skalę by koncerny farmaceutyczne mogły
trzepać sałatę.
Czy ktoś jeszcze wierzy w to, że nikt nie wynalazł lekarstwa na
raka?
NA BOGA…
gdyby to ujawnili, trzy czwarte tych firm regularnie gwałcących
naturę i niszczących rasę ludzką musiało by się zamknąć.
Jak tego uniknąć?
Cholera wie, ale na pewno można spokojnie wyłączyć mięso z jadłospisu, choć nie
jest to łatwe. Uwaga, przeczytałam kiedyś na ten temat sporo lektur, w jednej z
nich było stwierdzenie
”mięso uzależnia”,
początkowo oczywiście padłam, uznałam
za kolejny eko bełkot i tak dalej,
ale pomimo wszystko rozpoczęłam obserwację
samej siebie.
No cóż jak tu nie trzepnąć tostów z bekonem?
Jak ugotować niedzielny
rosół bez ptaka? No i najważniejsze, co z rodzimym schabowym w sobotę
i żurem
do popicia z kiełbaską?!?!?!
Nie było łatwo, ale się udało, choć rzeczywiście był
ten proces w moim przypadku jak rzucanie palenia i do dziś czasem
opierdzieliłabym super kaczkę albo barana z grilla,
ten smak ciągle za mną
chodzi i wraca co jakiś czas ta ekstremalnie wielka ochota obżarcia się,
aż do
torsji, panuję nad tym, staram się, ale przyznaję jedno, jest to uzależnienie w
moim przypadku, a w artykule nie było bełkotu eko czy tam bio, jak kto woli.
Biologia zaś cieszy się u mnie większym uznaniem, najlepszym na to przykładem jest,
posiadanie w domu zwierząt, czyli, psa, rybek, koszatniczek i chomika,
kiedyś
usłyszałam żartobliwy komentarz od jednego z mych gości,
że jeśli kupimy
jeszcze kota to każdy będzie miał co jeść, nie kupiliśmy
-na szczęście-
ale
rzeczywiście zjawiska biologiczne zachodzące w moim domu, szczególnie w piątek
przed sobotnim sprzątaniem generalnym, są zaskakujące.
Otóż ryby, te z
biologii, jedzą chemię, tą wcześniej wspomnianą, więc rosną jak nienormalne
i
rozmnażają się jak nienormalne,
pies zjada chemicznego kuraka z marchewką za 6
zeta z Carrefoura i ma ADHD,
koszatniczki nigdy nie śpią, a w nocy prowadzą
gwiezdne kurwa wojny,
zamieniając terrarium w jedną wielką kupę antymaterii,
chomik natomiast zachowuje się jak na wielkim haju wieszając się do góry nogami
na klatce
i pozostając w tejże oto pozycji niczym nietoperz, został nazwany
przez nas „astronautą”,
to wszystko powoduje, że 90 procent spraw które powinny
pozostać na lub wraz ze zwierzęciem, znajduje się na podłodze, no i nie kup
człowieku antybakteryjnego płynu do podłóg,
na których dywan z psa się znajduje
ozdobiony wspaniałym deseniem trocin….
Niestety nie mogę się pozbyć mych towarzyszy,
w ich wyborze nie miałam również nic do powiedzenia,
bo królowa ma ośmioletnia
miała pierwszeństwo.
Czyli tak zwana DUPA Z PISANIA I CHUJ Z POCZYTANIA
(jak Marek Kondrat wyrecytował w filmie) bo koszatniczki znów walczą,
chomik wisi do góry nogami a pies musi na dwór.
Gdyby to wszystko ozdobił jeszcze kot wraz z kuwetą,
musiałabym wyjechać, i taka to biologia codzienna, w sumie wspaniała😊
Pozdrawiam
P.S. ależ wspaniała matematyczna końcowa wyliczanka